Wyszłam już z wprawy w pisaniu, ale postaram się najlepiej jak potrafię opisać moją przygodę wejścia na najwyższy szczyt Tatr. Choć od tamtego dnia minął już prawie miesiąc, czas płynie dla mnie inaczej. Przeżuwając pierwsze kęsy śniadania ok. godziny 8 mam świadomość, że właśnie zdobywałabym szczyt. A niekiedy, sporadycznie rzecz jasna, kiedy wracam ok. 3 do domu wiem, że właśnie szykowałabym się do wyjazdu w góry. Jedno przeżycie w górach, buduje we mnie chęć do dalszej pracy i podejmowania nowych wyzwań. Uwielbiam to uczucie.