24 października 2015. 07:00. Chyrowa k/Dukli, Beskid Niski.Nie wiem co mnie podkusiło żeby o tej porze, w niedokończonej nocy i siąpiącej mżawce ruszyć w 70kilometrową przygodę. Łemkowyna Ultra-Trail, mój pierwszy liniowy ultramaraton w górach. Choć zdarzały się już około 60kilometrowe dystanse przy okazji pieszych maratonów na orientacje to jednak ten górski bieg wzbudzał we mnie mieszaninę strachu, respektu i chęci zmierzenia się ze swoimi możliwościami, słabościami, tymi fizycznymi i chyba jeszcze bardziej mentalnymi. Koniec rozmyślań. Ruszamy.
Na moim 70kilometrowym dystansie (bo był jeszcze koronny 150kilometrowy oraz dwa krótsze) startuje ok.300 osób. Trasa podzielona jest puntkami kontrolno - żywieniowymi na 4 odcinki. Mam ze sobą skrupulatnie sprawdzany przy wydawaniu numeru startowego ekwipunek (m.in. kurtka nieprzemakalna z kapturem, zapasowa bluza, bufka, czołowka i kubeczek - nie zmiescil się do plecaczka, wisiał sobie, wyglądałem z nim trochę jak turysta z PRL-u;) Mam wrażenie, że mój plecak jest najcięższy i największy. Hmmmmm jak oni to wszystko pomieścili? No nic, biegniemy sobie. Pogoda się poprawia, wątpliwości znikają, pierwsze podejścia za mną. Moja taktyka to podchodzenie, zero biegania pod góre choćby mi się wydawało, że mam na to siły. Stosuje rady Krasusa z jego bloga i podchodzę oszczędzając łydki, czyli nie na palcach ale stawiając całe stopy angażując bardziej mięśnie ud (to była super rada). Biegnę w inov-8towych mudclawach, które okazują się być skrojone specjalnie pod błotniste ściężki z których słynie Beskid Niski. Są cudowne. Wgryzają się w błocko dając poczucie stabilności i kontroli. Niesamowite ale na zbiegach jestem w stanie wyprzedzać innych (spokojnie, wezmą mnie pod góre;)). Tak mi mijają pierwsze kilometry ale coś to za łatwo idzie. Cierpliwości. Pojawia się podejście pod Cergową. Staram się trzymać dobre tempo marszu pod góre. Tracę oddech, niedoleczone przeziębienie daje o sobie znać. Co ja tu robię?! Pojawiają się pierwsze wątpliwości i głupie myśli czy by nie zejść z trasy w pierwszym punkcie w Iwoniczu na 22km. Na szczęście na punkcie jestem jakoś po 10:00 a limit to 11:30. I to mi podnosi morale:) Nie jestem taki najgorszy! Piję cole, wcinam ciastka owsiane i lecimy dalej! drugi odcinek będzie kluczowy. Punk w Puławach Górnych to 40 kilometr trasy. Mam kryzys. Uciekają mi znane z poprzedniego odcinka osoby, nie jestem w stanie utrzymać ich tempa. Czyli mojego z poprzedniego odcinka. Słabnę. Do tego dochodzi 6km po asfalcie..Mudclawy dają teraz popalić..
Na moim 70kilometrowym dystansie (bo był jeszcze koronny 150kilometrowy oraz dwa krótsze) startuje ok.300 osób. Trasa podzielona jest puntkami kontrolno - żywieniowymi na 4 odcinki. Mam ze sobą skrupulatnie sprawdzany przy wydawaniu numeru startowego ekwipunek (m.in. kurtka nieprzemakalna z kapturem, zapasowa bluza, bufka, czołowka i kubeczek - nie zmiescil się do plecaczka, wisiał sobie, wyglądałem z nim trochę jak turysta z PRL-u;) Mam wrażenie, że mój plecak jest najcięższy i największy. Hmmmmm jak oni to wszystko pomieścili? No nic, biegniemy sobie. Pogoda się poprawia, wątpliwości znikają, pierwsze podejścia za mną. Moja taktyka to podchodzenie, zero biegania pod góre choćby mi się wydawało, że mam na to siły. Stosuje rady Krasusa z jego bloga i podchodzę oszczędzając łydki, czyli nie na palcach ale stawiając całe stopy angażując bardziej mięśnie ud (to była super rada). Biegnę w inov-8towych mudclawach, które okazują się być skrojone specjalnie pod błotniste ściężki z których słynie Beskid Niski. Są cudowne. Wgryzają się w błocko dając poczucie stabilności i kontroli. Niesamowite ale na zbiegach jestem w stanie wyprzedzać innych (spokojnie, wezmą mnie pod góre;)). Tak mi mijają pierwsze kilometry ale coś to za łatwo idzie. Cierpliwości. Pojawia się podejście pod Cergową. Staram się trzymać dobre tempo marszu pod góre. Tracę oddech, niedoleczone przeziębienie daje o sobie znać. Co ja tu robię?! Pojawiają się pierwsze wątpliwości i głupie myśli czy by nie zejść z trasy w pierwszym punkcie w Iwoniczu na 22km. Na szczęście na punkcie jestem jakoś po 10:00 a limit to 11:30. I to mi podnosi morale:) Nie jestem taki najgorszy! Piję cole, wcinam ciastka owsiane i lecimy dalej! drugi odcinek będzie kluczowy. Punk w Puławach Górnych to 40 kilometr trasy. Mam kryzys. Uciekają mi znane z poprzedniego odcinka osoby, nie jestem w stanie utrzymać ich tempa. Czyli mojego z poprzedniego odcinka. Słabnę. Do tego dochodzi 6km po asfalcie..Mudclawy dają teraz popalić..
W Puławach jestem 6h15min od startu. Naprawdę?! ponad 1,5h przed limitem?:) ekstra! jem smaczny żurek, pije cole;) pare kubków.ooo! i żelki są! i orzechy i pomarańcze! org się postarał. Odpoczywam i po kwadransie ruszam dalej. zostało 30km. Czuje nowe siły, wraca wielka przyjemność obcowania z górami, bukowymi lasami, pięknymi widokami. Pojawia się słońce i niespodziankowa herbata na Wilczych Budach. Niestety same wilki nie a tak chciałbym je kiedyś spotkać. Jest i ostatni punkt. Przybyszów. Zostało tylko 15km! Pije cole (to nudne, wiem;)) coś tam przekąszam i w drogę. Dzień się końćzy ale ciemny las nie jest przecież niczym strasznym, Jest magiczny. Biegnę ostatnie kilometry w dół, w świetle czołówki wale wielkie susy w błocku. Chyba mi jakies opiumy wystrzeliły z tych emocji. Słyszę już przygłuszone dźwięki z mety. Ostatni kilometr a może dwa to asfalt już w Komańczy, już nie mogę biec. Ktoś mnie dopinguje, o są i moi znajomi (Klaudia i Paweł który też biegł 70 km ale nie tak wolno jak ja i naczekał się na mnie chyba ze 3 godziny) jadą obok samochodem i coś krzyczą. Nie do końca dociera do mnie co. Nie wypada jednak tak iść:) ostatnie kilkaset metrów biegnę. Na mecie Kasica czeka na mnie z kubkiem grzanego wina. jest wyborne. Wiem już że za rok, koniecznie!:))
Dziękuje Klaudii za logistyczną oprawę (mnie i swojego Pawła woziła na start i odbierała z mety), Kasi, Bernardowi, Klaudii i Pawłowi za czuwanie i oczekiwanie na mecie, organizatorom za świetną imprezę.
Dziękuje Klaudii za logistyczną oprawę (mnie i swojego Pawła woziła na start i odbierała z mety), Kasi, Bernardowi, Klaudii i Pawłowi za czuwanie i oczekiwanie na mecie, organizatorom za świetną imprezę.
271 731 Marszałek Marcin 1970 M (231) POL OK! Sport 11h44:01,8
dobra mina do złej gry;) (zdj.Klaudia Sobczyk)
profil trasy
najlepszy punkt mojego ekwipunku (zdj sam sobie zrobiłem)
kubeczek już się do plecaczka nie zmieścił... (zdj.KS)
...za to się przydał:) (zdj.Julita Chudko)
Trasa: Chyrowa – Komańcza, Głównym Szlakiem Beskidzkim (czerwony)
Dystans: ok. 70 km (19% - asfalt), 81% drogi leśne i gruntowe, ścieżki)
Przewyższenie: +2520m/-2520m
Limit czasu: 13 godzin
Brawa!!!
OdpowiedzUsuń