środa, 17 lutego 2016

Początki przygotowań do sezonu


Nowy sezon już tuż... tuż... Nie da się ukryć, że do pierwszego ważnego startu w tym roku nie zostało dużo czasu. Zawsze staram się ruszyć z przygotowaniami na początku grudnia, gdy okoliczności sprzyjają. Wszystko zależy od czasu, zdrowia i możliwości. W tym roku bardzo późno wzięłam się w garść, bo dopiero w pierwszym tygodniu stycznia wystartowałam z treningami. Tak to czasem bywa, że życie dyktuje nam warunki. Dobrze, że Piotrek dużo trenował to motywowało mnie do tego, aby wyjść z nim chociaż na trochę... popatrzeć na plecy ;)


Na głęboką wodę

Bez formy, bez przygotowania, ale mimo to lubię startować w biegach ulicznych, przełajowych czy górskich. W tym roku też obrałam te same starty, by mieć odniesienie i porównanie z ubiegłym rokiem. Na żywca najlepiej :) Takie biegi jak Falenica, Puchar Bielan czy Wiązowna to dla mnie również dobry bieg tempowy czy ciągły. Właśnie przez to, że taki rodzaj wysiłku fizycznego mi nie leży to zawody są najlepszym "motywatorem" do działania i zastępują nielubiane jednostki treningowe. Dystans 10km na Falenicy w czasie 40min 15sek napawa optymizmem, szczególnie, że poprawiłam się o niecałą minutę z wynikiem z ubiegłego roku i tylko po miesięcznych treningach. Świeżość!!!
Przez zabawę do rutyny. Początki regularnych wyjść na treningi nigdy chyba nie wychodzą mi zbyt dobrze. Zawsze znajdzie się coś co trzeba najpierw załatwić i ogarnąć, a co wymaga czasu. Na początku nasz organizm ma też spory problem z przestawianiem się na nowy "aktywniejszy" tryb życia i łapie się przeziębienia. Po przestoju jesiennym od września do drugiej połowy grudnia to chyba było najtrudniejsze! No cóż, ale wychodziłam stopniowo, gdy miałam ochotę, dla zabawy, czasem dla towarzystwa, albo po prostu dla wspólnej rywalizacji i porównania wyników z poprzedniego roku. Na świeżości bardzo dobrze się biega, bo nie wiesz na ile Ciebie stać i za mocno wtedy zaczynasz, a więc musisz jakoś dobiec to tej mety. Można też eksperymentować z rożnymi treningami, ćwiczeniami co na pewno odczuwają OK!Sportowcy na piątkowej sali :D

Biegi po schodach - aktywny relaks

Do przygotowań dodaje już standardowo biegi po schodach, bo to bardzo dobry trening siły. Zima w tym roku umilała dużymi mrozami, więc czemu nie zrobić aktywnej przerwy i uciec gdzieś w ciepłe klimaty. Razem z Piotrem wybraliśmy się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich do Dubaju. Żadne z Nas jeszcze tam nie było. Dubaj najbogatsze miasto świata ma jakieś 57km długości i gdyby dobrze zaplanować czas można zwiedzić najważniejsze jego punkty w jeden dzień, bo wszystkie znajdują się blisko metra. My oczywiście pojechaliśmy też potrenować, poznać kulturę i porównać uroki zimy w Azji Zachodniej, więc pobyliśmy tam kilka dni. Dla mnie to idealne oderwanie się od rutyny, nawet biegając więcej nie czuje się zmęczenia czy znudzenia. Temperatura oscylowała w granicach 20-25 stopni i niech ktoś by spróbował mnie powstrzymać od zanurkowania w Morzu Arabskim. Tam jeszcze mnie nie było :D. Mieszkaliśmy w samym centrum starego miasta 6minut piechotą do metra. Podział w metrze ciekawy: specjalne wagony dla kobiet z dziećmi i strefa VIP, do której weszliśmy nie świadomi. Dopiero po dłuższej chwili zorientowaliśmy się, że chyba nie pasujemy do otoczenia garniturów, okularów przeciwsłonecznych... ups trzeba czytać oznaczenia w metrze!!!
Jak najlepiej zwiedzać Dubaj? Oczywiście biegiem! Metrem dojedziesz do Burdż Chalifa, starego miasta i innych monstrualnych wieżowców, ale do plaży z metra jest jakieś 2,5-3km i czekać na bus to strata czasu! Nie zobaczysz tego co jest warte. Ze "strefy wieżowców" wybudowanych blisko metra idziesz prostą, asfaltową drogą do "strefy pustynnej", a może lepiej pustynni parkingowej, gdzie stoją samochody na... morzu piasku. Zero zabudowań, pojedyncze drzewa, jakieś ruiny, meczety. Później pojawiają się drobne lokale, w których można kupić za 1 dirhama gorący smaczny placek. Mogło to być Czapati, czyli placek stosowany zamiast sztućców do nakładania potraw. Kto wie.., sam i bez dodatków też smaczny. Potem strefa willi, hoteli i nareszcie morze! Oczywiście kąpiel musi być i trening wzdłuż kilku plaż, bo niestety jednej długiej plaży tutaj nie ma. Poprzedzielane są kolejnymi inwestycjami, budową mostów do nowo usypywanych wysp lub portami rybackimi, ale mimo to na plaże przy Burdż Al-Arab udało się dotrzeć biegnąc dużą cześć na specjalnej ścieżce dla biegaczy.
Wycieczka biegowa i stare miasto. Trening w krótkich spodenkach, bo w zimę trzeba łapać promienie słońca i witaminę D. Przedpołudniowa wycieczka biegowa z hotelu do parku i na miejską plaże wypadła znakomicie. Plaża w głębi lądu powstała pewnie  w wyniku usypywania piasku w głąb morza. A później czas na zwiedzanie starego miasta, przepływ "wodnymi taksówkami" za 1 dirhama na drugą stronę rzeki, zakupy specjałów tutejszej kuchni na targu i ich konsumpcja. Ostre papryczki w cieście najlepsze, choć Piotrkowi najbardziej smakowały banany w tej same masie zwykłego ciasta. Na starym mieście po lewej stronie rzeki można zobaczyć wiele meczetów, Muzeum Dubajskie, ale tutaj w muzeum musicie mieć drobne, bo jak nie mają jak wydać to nie wpuszczą :)
Brzegi rzeki Dubai Creek tuż przed wylotem do morza Arabskiego zatrzymały czas. Idealne miejsce by oderwać się od atmosfery nowoczesności i odnaleźć kawałek tradycji. Tutaj znajduje się również dzielnica typowych domów i posiadłości jakie kiedyś dominowały w Dunaju: budynki z gipsu, gliny, stare garnki, namiot, chyba do odpoczynku i ucieczki przed promieniami słońca. Do tego jeszcze muzeum kawy, meczet. Całość można by było opisać jako pozostałość tego jak żyli kiedyś ludzie w Dubaju, brakowało tylko wielbłąda. Piękne miejsce, szkoda, że nie jestem w stanie napisać co to dokładnie było. Jeden dzień poza treningiem porannym poświęciliśmy na odwiedzenie Burdż Chalifa i okolicy. Od 18.00 był pokaz tańczących fontann na tle The Old Town Island, co uważane jest za dzieło sztuki architektonicznej: wspólnoty domów, butików, hoteli i lokali usługowych wszystkie zaprojektowane w tradycyjnym arabskim stylu. Klimat jest :) Aktywny wypoczynek zakończyliśmy startem po schodach na niski 280 metrowy budynek, ale to nic w porównaniu z całym wyjazdem. Piotr zajął 1 miejsce, ja byłam 3. Słońce, plaża, bieg i nowe miejsce a... a w Polsce minusowe temperatury. Na szczęście jak wróciliśmy luty okazał się łaskawy bo było ok. 10 stopni ciepła :) 

W okresie przygotowań do sezonu lubię często testować swoją formę najlepiej na rożnych dystansach, rożnej nawierzchni i w rożnej formie, dlatego też biegam po schodach. Przy okazji zwiedzając świat. Początki przygotowań do sezonu nie zawsze bywają idealne, ale mam nadzieję, że i ta praca włożona z sercem i radością przyniesie owoce. Pewne jest to, że muszę zacząć częściej pojawiać się na treningach technicznych mojego klubu OK!Sport, bo mapa nie jest jeszcze ruszona w tym roku :) ups...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz