wtorek, 23 sierpnia 2016

Mistrzostwa Świata bez fajerwerek


Bezsilność to najgorsze uczucie w sporcie. Dopadło i mnie niestety na Mistrzostwach Świata w Szwecji. Na szczęście nie było tego widać dla kibiców z Polski. Dzięki relacji GPS można było śledzić poczynania kropki przesuwającej się po mapie i tak się właśnie czułam na tych mistrzostwach, jak mała kropka. Nie było mocy, nie było walki, było tylko rzeźbienie w czymś czego nie było. Nastawienie przed MŚ bojowe jak rok temu, ale coś nie zagrało jak należy. W 2015 była super moc, czułam że latam, czułam że mogę wszystko, czułam, że mogę nadrobić każdy błąd.... teraz było tylko nastawienie i rzeźbienie finiszu.


Przygotowania

W sumie po za zwykłym treningiem biegowym nie było innego przygotowania. W tygodniu po ok. 3 jednostkach treningowych czwartym lub piątym jest bieg. Czasem jestem zmęczona, bo w końcu nigdy nie należałam do osób co ciężko pracowały fizycznie. Zdarzały się obozy z 3 treningami i dawałam na spokojnie radę, ale normalnie to robiłam jeden trening w ciągu dnia no czasem dwa a czasem wybierałam alternatywę - aktywne spędzanie czasu, bo w końcu dyskoteka albo aerobik też można było uznać za wysiłek fizyczny :) Od Mistrzostw Polski w BnO mapę sprinterską miałam 2 razy. Dzięki Marysi Drągowskiej, która poświęciła swój czas i rozstawiła 2 trasy na mapie w Warszawie. Kasia i Karol też chcieli pomóc, ale niestety terminy się nie zgrały i ostatecznie nie odbyły ale dziękuję za chęci. Wiem, że zawsze mogę liczyć na mój klub OK!Sport, bo dzięki niemu poszłam również na kilka treningów na mapę leśną i tutaj dziękuje Robertowi, co wymyślał trasy, abym mogła choć trochę wejść w teren. Najważniejsze to treningi pływackie, lądowy tor przeszkód, rzut granatem, trening strzelecki, siłowy itp. Może po prostu mój organizm nie nadaje się na dużo jednostek treningowych w ciągu tygodnia. Coś nie zagrało? Coś nie poszło jak należy? Już w Bogaczewie nóżka nie kręciła się jak należy. Na minutówkach zmuszałam się do biegania zamiast czuć luz i prędkość. Może brak czasu dla siebie, może brak odpoczynku, może ostatnie obozy, może dodatkowe treningi pływackie, może brak regeneracji psychicznej, a może wszystko po trochu i może wszystkiego za dużo. Nie wiem... Na pewno przyjazd na MŚ dał mi w kość. Prosto z obozu ruszyłam do Szwecji. Z Giżycka do Warszawy zamiast jechać około 4,5 godziny jechałam ponad 8 godzin przez remonty, objazdy i korki. Potem szybkie pakowanie, złapanie czegoś na ząb i zaraz kolejna podróż samolotem. Po przylocie będąc na miejscu znowu pakujemy się w samochód bo daleki trening na mapie sprinterskiej. Wszystko w biegu.

Samopoczucie na startach

Nie będę analizować swoich przebiegów, błędy były, choć na GPS nie do końca można zauważyć wszystkie potknięcia. Duże błędy widoczne są od razu, ale zawahania, złe skręcenie w nieodpowiednią stronę, zatrzymania i obrót o 180 stopni - raczej nie. W piątek przed startem złapała mnie gorączka, ciężka głowa i senność. Kupiłam czosnek, cytrynę oraz wzięłam porządną dawkę witaminy C. Dzięki temu wypociłam się na maksa przez całą noc i byłam gotowa na wczesny poranek przed pierwszym startem. Lekko taka skołatana, ale ogólnie nie było źle. Wynik pierwszego startu eliminacyjnego był dla mnie samej zaskoczeniem. Biegłam.... po prostu biegłam kontrolując mapę i już na 7 punkcie dogoniłam Szwedkę. Choć widać na mapie, że wariantu dobrego nie wybrałam. Biegłam mając ją w zasięgu wzroku choć nie koniecznie biegłyśmy tymi samymi ścieżkami w terenie parkowym. Zmęczyłam się dopiero na końcu mocnym finiszem, ale już wtedy czułam że brakuje rytmu i mocy nie tylko w nogach ale jakoś tak ogólnie. Dostając wiadomości z gratulacjami świetnego startu nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie czułam, żeby było czego gratulować nie napracowałam się.... Rywalki zaś musiały się zestresować i robić błędy, a mi za to poszło prawie bezbłędnie. Myślałam zatem, że będzie świeżość na finale i pofrunę jak zawsze :) Wreszcie bieg finałowy. 
Standardowa rozgrzewka i ruszam na trasę. Tylko coś nie gra biegam tym samym tempem co rano i nie mogę przyśpieszyć. Nie męczę się i nie mogę przyspieszyć. Czemu? Biegłam tak jakby mi się nie chciało, a naprawdę chciałam. Czułam się jak słoń w składzie porcelany. Ciężko, bez fajerwerk, jakby przy-mroczona. Wydra mnie dogoniła na 2 minuty i normalnie starałabym się jej uciec a tym razem pomyślałam: "pobiegnę za nią zobaczę jakim tempem biega". Nie biegła jakoś nadzwyczajnie szybko, ładnie bez zatrzymania podbijała punkty co mi nie wychodzi najlepiej ale poza tym na spokojnie mogłam za nią nadążyć i jeszcze czytać mapę. Czemu zatem nie biegłam jak rok temu wygrywając kilka przebiegów? No trudno znowu zmęczyłam się tylko na finiszu. Zauważyła to również Pani z anty-dopingu. Zaraz po przekroczeniu mety byłam pod jej opieką i nie mogła odejść ode mnie nawet na krok to trochę pogadałyśmy a nawet do późna, bo siedziałam chyba z ponad 3 godziny po skończeniu trasy. Dwa biegi eliminacyjny i finałowy mogę podsumować krótko: rzeźbienie finiszu. 
Trzeci bieg sztafetowy to ostatnia szansa by się zrehabilitować za złe samopoczucie na poprzednich startach. Nadzieja, że pocisnę tak jak potrafię. Tabletka przeciwbólowa i jazda. Start. Ruszyłyśmy. Na dobiegu do startu zamiast czytać mapę obserwowałam jak rywalki sapią biegnąc pod górę. Ucieszyło mnie to, bo była nadzieja że przyśpieszę. Niestety złudna. Znowu biegłam cały czas tym samym tempem, więc mogłam zrobić tylko jedno: pokombinować. One poszły dołem na pierwszy punkt to ja pójdę wariantem równoległym i pobiegłam nieco wyżej. Byłam na skrzyżowaniu przed nimi. No więc by nie biegały na moje plecy znowu skręciłam i byłam pierwsza na punkcie. Potem chciałam znowu przycisnąć i nic z tego. Jakaś NIEMOC a nie jestem wcale zmęczona. Miałam czas podczas biegu na wszystko denerwowanie się na samą siebie, że nóżka się nie kręci, na kamerzystę co nagrywa pierwszą 3 zawodniczek wchodząc mi pod nogi. Był czas na obserwacje kamer (gdzie są), kibiców, koszulki biegnących przede mną zawodniczek, czytanie mapy i ciągnięcie za sobą nóg i uderzanie o ziemię. Jakbym nie była sobą..... Jakby ktoś inny biegł, albo mnie trzymał i nie pozwalał mi uwolnić swoich możliwości. Bezsilność i nic więcej nie mogę zrobić... ehhh no to biegnę. Męczyłam się psychicznie sama z sobą. Myśląc nie o tym co trzeba w końcu wdarł się większy błąd i uciekła mi prowadząca. Skręciłam do punktu widokowego w górę zamiast w dół. Dzięki zdziwionym minom kibiców zorientowałam się, że coś robię chyba nie tak... Walka sama z sobą skończyła się tym że jakaś wielka Finka minęła mnie na finiszu.. :/ Mnie? Na finiszu?... Załamka! Mistrzostwa Świata były dla mnie męczarnią a nie przyjemnością i chce o nich zapomnieć jak najszybciej.

Patrząc pozytywnie

Słabe samopoczucie rehabilitowały piękne i malownicze krajobrazy Szwecji. Tereny, w których startowaliśmy i nocowaliśmy są turystyczną oazą urlopujących. Kurort morski na wakacyjne wypady. Raj również dla grzybiarzy. Koźlarz czerwony wraz z całą rodzinką rósł w parku tuż przy drodze do posesji w samym środku miasta Stromstad. Tutaj zbierane są tylko kurki, a reszta rośnie niczym dekoracja. Oczy się cieszą na samą myśl. Polecam, bo watro wybrać się w okresie urlopowym i zamoczyć chociaż nogi w morzu północnym. My startowaliśmy a tuż obok ktoś kąpał się w morzu lub wylegiwał na rozgrzanej słońcem skale. Wybrałam się i ja na roztruchanie z Jolką i Bartkiem na skalistą plaże na naszej wyspie Salto (tutaj link do zdjęć) oraz na spacer z Ewą. Sam pobyt na miejscu stał się odskocznią od codzienności. Biegi na orientację w tej chwili to relaks i aspekt towarzyski, więc mam nadzieje że już niedługo spotkam się ze znajomymi z klubu. Patrząc pozytywnie mam również porównanie do zeszłorocznego biegu i mogę wyciągnąć wnioski. Braki w przygotowaniu takie jak: brak obozu, na którym mogę się wybiegać na mapie sprinterskiej i wiedzieć jak nacisnąć na gaz oraz brak odpoczynku przed wylotem i trochę rozluźnienia od ciągłej pracy zrobiły swoje. Teraz czas zapomnieć i robić dalej swoje. 

Na podsumowanie

Miejsce 21 w finale sprintu oraz 22 sekund straty do prowadzącej na pierwszej zmianie sztafet i tym samym 5 miejsce w mojej zmianie to czysty wynik. Po za tym: Lubię czuć, że dałam z siebie wszystko, że z każdym krokiem biegnę, że padam na metę zmęczona na maksa i zrobiłam to co mogłam. Gdy towarzyszą mi takie doznania wtedy jestem zadowolona z mojego występu i nie ważne które miejsce widnieje na wynikach: ostatnie, czy w pierwszej 10... 20... 30... itd. Statystyki dobrych, równych występów mnie nie interesują. Gdy padam zmęczona wiem wtedy, że zrobiłam wszystko co mogłam, by osiągnąć cel i to jest dla mnie ważniejsze niż wynik. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz