niedziela, 8 maja 2016

Bungy Jumping - pierwszy skok

Skoczyć na bungy chciałam już od jakiegoś czasu. Plan był taki, że skocze po obronieniu pracy magisterskiej i tym samym uczcić uzyskanie tytułu magistra. Niestety brakowało okazji.  Teraz jestem już po skoku dzięki Piotrkowi, w końcu po to jest druga połówka, by spełnianie marzeń było dużo prostsze. Kupił mi na urodziny voucher i już nie było wymówek. 90 metrów czkało na mnie na papierze i do realizacji. Teraz zostało tylko znaleźć czas i skoczyć, a oczywiście strach rzucenia się z dużej wysokości pojawiał się przed każda myślą o skoku.


Wolny dzień nadszedł. 3 maj i Piotrek wpadł na pomysł wykorzystania vouchera. Chyba lepszej okazji nie będzie. Forma biegowa gorsza, więc trzeba zrobić coś w czym jestem najlepsza: zrobić coś szalonego. Sam skok nie był straszny, gorsze było wyczekiwanie na moją kolej, jazda samochodem na miejsce i zakładanie tego całego sprzętu. Stojąc przed wejściem trzeba było trochę poczekać, bo chętnych było. Na szczęście kolejka najdłuższa była za mną. Tylko jedna osoba i czas na mnie. Wjazd na górę, który wydawał się, że nie ma końca. Strach najgorszy to myśl skoku, szykowanie się do niego, świadomość, że teraz moja kolej i że nie ma odwrotu oraz podbudowująca rozmowa operatora skrzyni: 

"Skąd taki pomysł?" - pewnie myślał, że nie skocze. 

"Chłopak kupił mi voucher na skok" zadowolona :) 

"Może chce się Pani pozbyć... haha haha" porządnie podbudowana ;)


Będąc na samym szczycie bałam się nieco mniej. Popatrzyłam na widoki, popatrzyłam w dół, wyciągnęłam ręce, Pan zaczął liczyć: 3... 2...  skoczyłam, bo ile można liczyć ;) i lecę, lecę... spadanie w dół nie takie straszne, gorsze były te podskoki na linie w górę i w dół i dezorientacja gdzie ja jestem :) nie wiedziałam jak długo będę się tak bujać, a przecież było już po skoku i mogłabym już zejść. Za szybko skoczyłam, bo Piotrek nie zdarzył zrobić zdjęcia jak wylatuje ze skrzyni. Zwykle obserwowałam ludzi skaczących, że tam w górze długo się zastanawiali przed skokiem. Widziałam też sytuację rezygnacji osób na samej górze. Kto jak kto ja nie mogłabym zrezygnować. Zdecydowałam się skoczyć to już na górze 90 metrów w dół robi mniejsze wrażenie. Po skoku nogi lekko się trzęsły, ale byłam bardzo zadowolona. Więcej strachu przed skokiem, a to tak naprawdę chwila. Nie ma się czego bać! Polecam, bo nie samym biegiem żyje człowiek :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz