Były Mistrzostwa Polski w sprincie -> jest relacja.
Życie z jednej strony wypełnione jest rutyną, z drugiej poddaje się niespodziankom...
Sprint miejski rządzi się swoimi prawami. Musisz być szybki, musisz dobrze czytać mapę, musisz umieć czytać ją na dużej prędkości, musisz odizolować się od 'przeszkadzaczy' (osób biegających inne kategorie) i wreszcie musisz być niesamowicie skupiony. Minimalny błąd oznacza sekundy straty, które później ciężko jest odrobić. W lesie wybranie gorszego wariantu i strata 30-40 sekund wydaje się do zniwelowania. W mieście przekreśla wszystko.
Pierwszy punkt spokojnie żeby wejść w mapę, drugi podbiłam 'obcy'. W głowie wkradło się zamieszanie. Znalazłam go podbiłam i stanęłam jak wryta.
Przez około minutę nie byłam w stanie zmusić się do spokoju i znalezienia na mapie wariantu na trzeci punkt. W tym czasie minęły mnie dwie rywalki. Nie wiem jak ale udało mi się ochłonąć, odzyskać skupienie i pognałam. Dogoniłam Hanię Wiśniewską (startująca 2 min po mnie) i próbowałam uciec. Robiłam dwa warianty szybciej i na kolejnym Hania mnie doganiała. Znowu próbowałam uciec i po kolejnych punktach znowu byłyśmy razem.
Sprinterska końcówka i podkręcanie tempa od 16 punktu spowodowały, że udało mi się awansować na 6 miejsce. Czy był to dobry wyniki? I tak i nie. Tak, bo przekonałam siebie, że mimo braku doświadczenia w mieście jestem w stanie rywalizować na podobnym poziomie i reprezentantką Polski. Nie, bo mam świadomość, że mogłam uniknąć błędu z 3 pkt.
Niedziela miała być nowy rozdaniem. Miałam rozpocząć sprinterski bieg sztafetowy, Łobo, Kuba i Iwona mieli nadrabiać to, co ja stracę. Pod ten prosty plan ułożyliśmy strategię.... Ale nie byłabym sobą jakbym tej strategii nie wywróciła do góry nogami :)
Tak zwaną pałeczkę żółtodziób oddał na pierwszym miejscu. Szok, mega zaskoczenie i 'rozsypana' strategia, Łobo zamiast gonić musiał uciekać. Jak przystało na mistrza świata mimo popełnienia drobnych błędów nie dał dogonić się rywalom i po dwóch zmianach OK!Sport był na prowadzeniu. Za naszymi plecami sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, już 6 drużyn miało NKL. Kuba robił co mógł. Pokonywał swoją prędkość progową i zbliżał się do prędkości światła. Walczył z dużo szybszymi od siebie ale dzięki umiejętnościom technicznym przybiegł na dobrym 4-5 miejscu. Okazało się, że kolejne drużyny dostawały NKL. Działo się! O medal byliśmy spokojni w końcu Iwona to klasa sama w sobie. Pytanie pozostawało jaki będzie jego kolor. Gruchnęła wieść o kolejnym NKL, a Iwona na punkt widokowy przybiegała na drugim miejscu. Druga część trasy nie obyła się bez problemów i podbijaniu nieswoich punktów...jednak Iwona wiedziała jak się zachować. Finiszowe metry to już radość w jej najczystszej postaci. Razem z Piotrkiem i Kubą dołączyliśmy do Iwony i wspólnie pokonaliśmy ostatnią prostą. Złoto złoto złoto. Teraz można powiedzieć ZROBILIŚMY TO!
MISTRZ MISTRZ OK!SPORT MISTRZ
Jak zawsze sukces ma wielu autorów. Bez wspólnych treningów organizowanych przez Roberta i Marzenę, bez Iwony Kaśki wciągnięcia mnie w sidła orientacji, bez podsyłania map przez Piotrka, bez motywacji Malwiny, bez pozytywnego nastawienia Martyny, bez pokazania QuicRoute przez Tadzika, bez wspólnych podróży z Markiem, bez rodzinnej atmosfery i bez OK!Sport rodziny by się nie udało.
Rok dopiero się zaczyna i obym na jesieni mogła powiedzieć 'Koniec z żółtodziobem. Las też ogarniam' :)
no 1 punkt podbiłam nie swój, ale się zorientowałam :) Kasia moje przewidywania legły w gruzach, za rok inna strategia w sztafecie a Ty do roboty (ze mną) na leśną mapę, bo na drugą część sezonu trzeba zdobyć medal indywidualny i dopóki tego nie zrobisz jesteś Żółtodziobem ;)
OdpowiedzUsuń