czwartek, 23 czerwca 2016

Mazurskie Tropy 2016


   Budzik 5:00 rano, sobota, 11/06. czy ja idę do pracy? o co chodzi?! aaaaa! tak! już wiem:) Mazurskie Tropy czekają na zdobycie! Kawa, to i tamto, karimata, co tam jeszcze? aaa! kompas! no to by była niezła wtopa... Jedziemy. droga pusta, załoga w komplecie.
Nawiady. Okolice słynnej Krutyni. Start za godzinę. Tym razem krótki, jak na piesze maratony na orientację dystans, 25km.
Dobry humor, znajome twarze (a może raczej nogi?;)) ), nic tylko biec i się cieszyć. Są i mapy. Sekundy na przemyślenie trasy. Na 25 km wielkiej filozofii nie ma. Jak biegniemy? z lewej czy z prawej? Krótkie konsultacje jak się dostać do pierwszego punktu i w drogę. Start. Ruszam z Iloną, Martą i Krysią. Chcemy oderwać się  od całego peletonu. Kusi żeby biec szybko choć to nie jest najlepsza taktyka na długi dystans. ale co tam! Wiatr we włosach. Po kilku kilometrach jest nas garstka. Mapa gra. I dobrze bo to turystyczna 50tka, na szczęście organizator wybiera dobre mapy. Compass nie zawodzi. Punkt łapiemy w 3 osoby (potem się okaże, że to był zdobywca 2 m-ca w M, Romuald, zdobywczyni 1szego w K, Ilona, i ja). Już na tym etapie ucieka nam  zwycięzca  i jak się okaże nie będziemy mieli już z nim więcej kontaktu na trasie. Dookoła wspaniały, pofałdowany, raz lepiej raz gorzej przebieżny, świerkowy, mazurski las. Trochę tniemy po mchach, porostach i jagodzinach, ale większość drogami leśnymi. Punkt nad brzegiem jeziora nie sprawia kłopotów, biegniemy dalej, już tylko we dwójkę. Atakuje nas raz słońce raz deszcz. Na szczęście nie duży. Ażurowy, biało-żółto-czarny dederonik sprawdza się świetnie. Kolejny punkt wpada łatwo. Zabagnioną łąkę pokonujemy trudno odnajdywalną groblą tym przyjemniej zachować wciąż suche stopy. Nie na długo. Następny PK usytuowany na przepuście na jednym z kilku leśnych bagiennych kanałów nie tylko moczy mi nogi ale i skutecznie mnie osamotnia. Rozeszliśmy się w poszukiwaniu punktu i od tej pory jestem zdany na siebie. O Marszałek! Masz za swoje!, teraz zobaczymy co z ciebie za orientalista.
Siada mi lekko prędkość, niestety brak mi samodyscypliny i zaczynam bumelować. Ale z mapa i kompasem daje sobie rade. Punkty wchodzą sprawnie, przebiegi optymalne. Czasem może nawet przesadzam, pakując się prosto w bagno. Ale z 500m zaoszczędzone:) Wyprzedzam o milimetry konkurenta ale tylko na chwilę. Znowu brak samodyscypliny. Przecież dookoła tak ładnie, trzeba się nacieszyć. Kolejne jeziorka z punktami. Tracę trochę czasu na znalezienie punktu na brzegu jednego z nich, w sitowiu. Jest! Skubany, schował się i leżał na ziemi. Lecę (nooo idę troszkę bo pod góre) dalej. Przedostatni punkt jest mój. I deszcz mój. I wiatr mój. I zimno moje. I ręce których nie czuje z tego zimna. Dorwała mnie mała nawałnica na otwartej przestrzeni, na szerokiej na pewnie kilometr, śródleśnej łące. Żeby lepiej schłodziło. Do tego nie dało się rozgrzać biegiem bo łąka była podmokła i grząska. Brnę. Przełażę rów mocząc się znowu prawie do pasa. Ale to nic:) Bliskość mety i ostatniego punktu działa jak magnes. Mam go. Ale wciąż zimno. W tym zimnie i zmęczeniu popełniam błąd. Mam bardzo mocno poskładaną mapę i do tego źle. Widzę miejscowość pod lasem i tam się kieruje. Po 5 może i 10minutach biegu na krechę przez las wpadam na szutrową drogę. O nie! O nie! O nie! To prawda być nie może.. Dobrze, że mnie olśniło.  O jedno zgięcie za daleko. Rozkładam mapę i już wiem. Zmiana kierunku. Meta nie jest w Pieckach. Już bez kłopotów, przez las, przez pola, docieram do zabudowań Na
wiad. Już mnie niesie. Już jest super. Już mnie Kwito wypatrzył i przez głośnik zapowiada moje przybycie na metę. Bezalkoholowe czy z alko? Jak tak pytają to znaczy ze już naprawdę meta. Ściskając puszkę dowiaduję się, że jestem 3 w M i 4 open (na 83 startujących). Czas 4:25 , prawdopodobny dystans: 31km. Podobno najkrótszy zanotowany to 29km więc nie jest źle. Pozostaje kibicować reszcie śmiałków przybywających co chwilę na metę na tym i innych dystansach (TP50 i rowerowe TR50 i TR130 dla wariatów). I czekać na Karola który dobiega w podskokach i kończy TP50 w zacnym czasie 10:44  zajmując 25 miejsce (na 70)
Celebrujemy fantastyczna atmosferę zawodów. Brawo dla organizatorów. Nuda. U nich na tropach zawsze jest ok:))
Już za rok...... :))

wyniki i inne info z rajdu: http://www.tropy.net/2016/
Zdjęcia zaczerpnąłem z galerii organizatora.



bomba w górę!:)


Czy Karol wygląda na kogoś kto przebiegł właśnie 50km?
I od razu cieplej.
świetnie dobrali kolor tła:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz