Zacznijmy jednak od początku. Biegi na orientację to sport, który oprócz
sprawności fizycznej wymaga również ciągłej koncentracji, opanowania symboli i
kodów znajdujących się na mapie, czucia kierunków świata i umiejętności wizualizowania
rzeźby terenu. Nie wystarczy zatem wziąć mapę i biec ;)
Podstawowe wyposażenie |
Do wyposażenia orientalisty zazwyczaj należy sportowy kompas (sportowe kompasy są stabilniejsze niż
turystyczne), opisownik (pokrowiec
na rękę, w którym można zamieścić opisy kodów i punktów), chip (niewielkie urządzenie na palec pozwalające przechować
informację o punktach, które odwiedziliśmy), mapa (bogata w szczegóły, dostajemy ją już po starcie), długie ubranie najlepiej z dederonu
(często zdarza się, że najlepszy wariant biegu prowadzi przez jeżyny).
Autor: Pepesz |
Przygodę z tym sportem najlepiej zacząć w wieku kilku /
kilkunastu lat. Jesteśmy w stanie wyrobić sobie dobre nawyki i mamy czas żeby stopniowo
uczyć się na coraz trudniejszych mapach. Jeśli zaczynamy później to po prostu w
szybszym tempie musimy nadrobić zaległości J
Mój pierwszy kontakt z mapą leśną nastąpił w październiku
2015. Miałam za sobą trzy biegi miejskie i dałam się namówić na bieg leśny UNT SCUP ‘Sto dołów’ (odezwał się mój tupet ‘po mieście biegam, to w lesie nie dam
sobie rady?!’).
Pierwszym szokiem była mapa. Nic nie wyglądało tak, jak w
mieście.
Drugim szokiem było bieganie ‘po kresce’/ przez krzaki/ przez
wyrąbiska, a nie po ładnej, szerokiej drodze.
Trzecim i właściwie największym,
że jak się zgubię to żadna nawigacja nie powie mi gdzie jestem. Wyniki mówią
same za siebie. Póki na punktach 5 – 9 trzymałam się za kimś było szybko i
łatwo. Jak zostałam sama zaczęły się schody, błądzenie i pytanie przypadkowych
osób gdzie jestem.
Niemniej jednak dobiegłam … w czasie 2x dłuższym niż Kabanosos i Iwona. To nie był rozsądny początek z leśnym bno.
Ten rozsądny nastąpił w styczniu 2016 na treningu ABC OK!Sportu. Doświadczona koleżanka (Iwona) biegła ze mną pierwszą pętlę. Na początkowych 3 punktach tłumaczyła mi mapę na rzeczywistość, która była wokół nas :
‘Zobacz, na mapie masz taką obwódkę – to poziomica, tam jest wzniesienie (1). Zobacz, na mapie masz takie żółte, małe plamki – to małe polanki (2). Zobacz do następnego punktu prowadzi nas takie długie jajko – czyli musimy biec grzbietem i punkt będzie na jego końcu (3).’
Fragment mapy Pogorzel |
Kolejnym etapem było przerzucanie inicjatywy na mnie. To ja musiałam na każdym
punkcie wytłumaczyć w którą stronę biegniemy i co będziemy mijały po drodze.
Przez 2 kolejne punkty mogłam jeszcze liczyć na pomoc i tak zwane ‘koło
ratunkowe’ czyli wskazywanie, gdzie dokładnie jesteśmy na mapie. Na kolejnych
Iwona nabrała wody w usta i odezwała się dopiero jak wybiegłyśmy poza mapę ;) Nie
sądziłam, że umiejętność odnalezienia się na mapie jeszcze kiedyś mnie
uratuje.
Pierwsza pętla z instruktorem zrobiona! Kolejną robiłam samodzielnie.
Na każdym punkcie wyobrażałam sobie, że Iwona ciągle jest obok i że muszę
tłumaczyć jej swoje zamiary. Bez kół ratunkowych nie było łatwo.
Jeśli ktoś zaczyna to warto to robić w parze. Swoją drogą…
ciekawie byłoby wrócić na swoją pierwszą trasę (Sto dołów) i porównać odczucia
nowicjusza i obecnego żółtodzioba J
A Wy gdzie zaczynaliście?
Ja zaczęłam w gimnazjum na mistrzostwach Mazowsza do pierwszego punktu 54 trafiłam wręcz idealnie, ale... skąd miałam wiedzieć, że to mój punkt więc odbiegłam. Trafiając kilka razy na ten sam punkt w krzakach. Zatem po kilku nabiegnięciach stanęłam i popatrzyłam co mi Weronika nakleiła na rękę: 1... 2... 3... jakieś znaczki... 54... 54? patrze kod na punkcie 54. Pomyślałam chyba mój ... podbiłam i pobiegłam dalej, ale starta 50minut na 1 punkt zadecydowała o miejscu :D
OdpowiedzUsuń