Budzik 5:00 rano, sobota, 11/06. czy ja idę do pracy? o co
chodzi?! aaaaa! tak! już wiem:) Mazurskie Tropy czekają na zdobycie!
Kawa, to i tamto, karimata, co tam jeszcze? aaa! kompas! no to by była niezła
wtopa... Jedziemy. droga pusta, załoga w komplecie.
Nawiady. Okolice słynnej Krutyni. Start za godzinę. Tym razem krótki, jak na piesze
maratony na orientację dystans, 25km.
Dobry humor, znajome twarze (a może raczej nogi?;)) ),
nic tylko biec i się cieszyć. Są i mapy. Sekundy na przemyślenie trasy. Na 25 km wielkiej filozofii nie ma. Jak
biegniemy? z lewej czy z prawej? Krótkie konsultacje jak się dostać do
pierwszego punktu i w drogę. Start. Ruszam z Iloną, Martą i Krysią. Chcemy
oderwać się od całego peletonu. Kusi żeby biec szybko choć to nie jest
najlepsza taktyka na długi dystans. ale co tam! Wiatr we włosach. Po kilku kilometrach jest nas
garstka. Mapa gra. I dobrze bo to turystyczna 50tka, na szczęście organizator
wybiera dobre mapy. Compass nie zawodzi. Punkt łapiemy w 3 osoby (potem się
okaże, że to był zdobywca 2 m-ca w M, Romuald, zdobywczyni 1szego w K, Ilona, i ja). Już na tym
etapie ucieka nam zwycięzca i jak się okaże nie będziemy mieli już z nim więcej
kontaktu na trasie. Dookoła wspaniały, pofałdowany, raz lepiej raz gorzej
przebieżny, świerkowy, mazurski las. Trochę tniemy po mchach, porostach i jagodzinach, ale większość drogami
leśnymi. Punkt nad brzegiem jeziora nie sprawia kłopotów, biegniemy dalej,
już tylko we dwójkę. Atakuje nas raz słońce raz deszcz. Na szczęście nie duży.
Ażurowy, biało-żółto-czarny dederonik sprawdza się świetnie. Kolejny punkt wpada łatwo. Zabagnioną
łąkę pokonujemy trudno odnajdywalną groblą tym przyjemniej zachować wciąż
suche stopy. Nie na długo. Następny PK usytuowany na przepuście
na jednym z kilku leśnych bagiennych kanałów nie tylko moczy mi nogi ale i
skutecznie mnie osamotnia. Rozeszliśmy się w poszukiwaniu punktu i od tej pory
jestem zdany na siebie. O Marszałek! Masz za swoje!, teraz zobaczymy co z
ciebie za orientalista.